Skończyłem cztery latka
Z tej okazji zrobiliśmy
nietypowe jak dla dziecka podsumowanie. Przez pierwsze cztery lata swojego
życia przeszedłem:
13 operacji – pięć razy naprawiane miałem serce i osiem razy
głowę
42 godziny życia spędziłem na stole operacyjnym
3 cewnikowania serca
3 TK serca
14 TK mózgu
3 razy po kilka dni byłem utrzymywany w śpiączce
farmakologicznej
23 razy byłem w znieczuleniu ogólnym
17 razy w tym czasie przebywałem w szpitalu.
Wkłucia i zdjęcia RTG to niezliczona ilość
Luty 2013. Mimo choroby rosnę, rozwijam
się i rozrabiam jak typowy kilkulatek i nieustannie sprawdzam na ile mogę sobie
pozwolić. Rodzice najchętniej pozwoliliby mi na wszystko, ale zależy im żebym
wyrósł na fajnego i mądrego chłopaka więc próbują traktować mnie jak każde inne
dziecko i wyznaczać pewne granice
zachowań i czasami poskramiać mój temperament. Z konsekwencją bywa jednak
różnie. Bardzo przeszkadza na zawsze zapisany w ich pamięci obraz mnie
cierpiącego i walczącego o życie. Jestem pogodnym dzieckiem, rzadko zdarza mi
się płakać, dlatego też zakazy i nakazy przyjmuję zgodnie i z uśmiechem na
ustach, aby po chwili powrócić do realizacji własnych planów. Kiedy jednak
przesadzę i mina rodziców zdradza, że żarty się skończyły, doskonale wiem jak
ich zmiękczyć. Moje dobrze znane
„uśmiechnij się” które powtarzam zawsze kiedy widzę, że ktoś jest smuty
potrafi zdziałać dużo. Najtrudniej być konsekwentnym, kiedy zaczynam płakać. Tyle razy stojąc nad szpitalnym łóżeczkiem obiecali sobie, że
zrobią co mogą abym bez powodu nie płakał, że łzy na mojej twarzy zawsze
rozczulają. Oj, nie jest łatwo wychowywać chore dziecko…
Od
kilku miesięcy nasze życie jest spokojniejsze. Z dala od szpitala staramy się
prowadzić zwyczajne życie i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Jednak co
jakiś czas docierają do nas wiadomości o kolejnych dzieciach które znaliśmy, z
którymi dzieliłem szpitalny pokój, dzieci, które tak jak ja urodziły się z
chorym serduszkiem, jednak przegrały walkę o życie. W takich chwilach
ciężko zachować optymizm. Powracają przemyślenia jak kruche jest życie dziecka z chorym sercem. ….
ciężko zachować optymizm. Powracają przemyślenia jak kruche jest życie dziecka z chorym sercem. ….
Wada
serca to bardzo podstępna choroba.
Przychodzi na świat dziecko, które wprawdzie wymaga pilnej operacji i z góry zaplanowane są kolejne zabiegi, jednak dziecko to zazwyczaj wygląda jak okaz zdrowia. Często tylko blizna na piersi różni je od zdrowych rówieśników.
Przychodzi na świat dziecko, które wprawdzie wymaga pilnej operacji i z góry zaplanowane są kolejne zabiegi, jednak dziecko to zazwyczaj wygląda jak okaz zdrowia. Często tylko blizna na piersi różni je od zdrowych rówieśników.
Jednak
w jednej chwili wszystko może zupełnie się zmienić. Wystarczy powikłanie, które
uszkodzi inny ważny organ, udar mózgu, zatrzymanie akcji serca i dziecko może
już nigdy nie być tym samym człowieczkiem. Powikłania, które mogą wymagać
częstych interwencji chirurgicznych, tak jak w moim przypadku wodogłowie,
sprawiają, że życie całej rodziny wygląda jak życie na bombie, która nigdy nie
wiadomo kiedy wybuchnie i zburzy cały nasz świat.
W takim przypadku, nie ma
mowy z pogodzeniem się z chorobą i zaakceptowaniem obecnego stanu. Nieustannie
żyje się w stresie co przyniesie kolejny dzień, kolejny zabieg. Nigdy nie
wiadomo z czym jeszcze będzie trzeba się zmierzyć i co zaakceptować.
Ta
niepewność dodatkowo wykańcza, ale też sprawia, że rodzice chorych dzieci
przeżywają dużo większą radość z każdego nawet najmniejszego sukcesu swojego dziecka, z każdej nowej umiejętności.
Innego wymiaru nabierają również wspólnie spędzone dni...
Analizuje się wówczas wszystko
to, nad czym rodzice zdrowych dzieci zazwyczaj się nie zastanawiają, przyjmując
jako normę. Ludzie, którzy mają zdrowe dzieci zazwyczaj nie myślą każdego dnia patrząc na
nie, co zrobiliby gdyby nagle je stracili.
Nie płaczą ze szczęścia, kiedy ich dziecko robi pierwszy samodzielny krok ,
zaczyna mówić. Nie zamartwiają się, kiedy ich dziecko czegoś nie umie zrobić i
nie myślą dlaczego? Czy dlatego że mu się nie chce, czy może nigdy się czegoś
nie nauczy, bo powikłania neurologiczne uniemożliwią prawidłowy rozwój?
Moi
rodzice kilkakrotnie usłyszeli od lekarzy że mój mózg bardzo ucierpiał w trakcie
leczenia. Dlatego widok mnie, jak chodzę, mówię, recytuję wiersze, śpiewam piosenki i każdego dnia staram się doganiać rozwój rówieśników
sprawia ogromną radość. Usłyszeć od dziecka, które na oczach rodziców wycierpiało tak
niewyobrażalnie dużo „ kocham Cię, wiesz…jesteś moim najlepszym przyjacielem…”
to najpiękniejsze i najbardziej wzruszające słowa jakie można usłyszeć. …
Byliśmy
u dziadków i kiedy przyszła pora wracać do domu, ja niespodziewanie zechciałem zostać. Chyba nikt
nie uwierzył, że pozwolę żeby rodzice wyszli sami, jednak dałem im buziaka, pożegnałem się i poszli. Po raz
pierwszy zostałem u dziadków. Nie był to zaplanowany pobyt, dlatego za niecałą
godzinkę rodzice wrócili po mnie, jednak ucieszyło ich,
że wykazałem chęć pozostania bez nich, pomyśleli że może dorosłem i od tej pory
takie zachowanie będzie normą. Tak w to uwierzyli, że dziś w Walentynki
zaplanowali zostawić mnie u dziadków i pierwszy raz od czterech lat wyjść we dwoje na obiad. Bardzo szybko też przekonali się, że tamto wydarzenie to jednorazowy
incydent. Tym razem nie miałem zamiaru zostać bez nich i żałosnym płaczem pokrzyżowałem ich plany. Po
dłuższej chwili przekonywania mnie, poddali się i zrezygnowali z wyjścia. Wróciliśmy razem do domu, po
drodze kupując kebab na walentynkowy obiad. Nie byli nawet bardzo zawiedzeni,
po prostu wszystko w naszym życiu w dalszym ciągu pozostało bez zmian. Wspólnie
spędziliśmy ten dzień, przypominając sobie, że przecież od kiedy się urodziłem
14 lutego nie tylko święto zakochanych,
tego dnia obchodzimy przede wszystkim Dzień Wiedzy o Wrodzonych Wadach Serca.
Spędzenie tego dnia bezemnie byłoby więc nietaktowne.
Można więc uznać to wydarzenia, za kolejne osiągnięcie….
Żebym mógł żyć, moje serce musi być badane, leczone i operowane. Muszę tez bywać u neurochirurga, który kontroluje ustawienia zastawki w mojej głowie, a w razie potrzeby naprawiać awarię. Musze odwiedzać okulistę, bo dzieci z zastawka powinny sprawdzać co pewien czas wzrok. Muszę bywać co jakiś czas u dentysty, żeby nie dopuścić do kolejnego leczenia zębów w znieczuleniu ogólnym. Muszę wybrać się do ortodonty, potrzebuję protezki w miejsce usuniętych pięciu zębów mlecznych, bo ich brak bardzo utrudnia mi gryzienie, ale powoduje też, że niewyraźnie mówię i dodatkowo może powstać wada zgryzu.
Nie wiem jak przebrniemy przez wszystkie te wizyty, ale nie ma innej rady i mimo że jeszcze tego nie rozumiem, muszę w tym wszystkim uczestniczyć.
Strach przed każdym kto próbuje mnie dotykać jest tak duży, że odpadają również wizyty u fryzjera. Po kilku nieudanych próbach wciąż mam na głowie rozwichrzone przydługie pióra, no ale trudno……
Kilka ciepłych dni pozwoliło nam spędzić czas na powietrzu. Bardzo lubię bywać na placu zabaw, jednak ze względu na chorowanie chodzimy tam rzadko. W tym roku jestem pierwszy raz, spotykamy tam inne dzieci. W takich sytuacjach widać, jak bardzo brakuje mi stałego kontaktu z rówieśnikami i jak choroba i częste pobyty w szpitalu opóźniły poznawanie świata. Trudno mi odnaleźć się wśród innych dzieci. Nie potrafię się z nimi bawić.
Mam cztery lata, a nie
wiem, że podejście pod huśtawkę lub karuzelę może być niebezpieczne,
szczególnie dla mojej operowanej głowy z zastawką. Przez to rodzice bardziej
mnie pilnują, czym ograniczają moją samodzielność. Moje zachowania różnią się
od równolatków.
Bardziej niż bawić się z dziećmi wolę spędzać czas rozmawiając z ich dorosłymi opiekunami.
Bardziej niż bawić się z dziećmi wolę spędzać czas rozmawiając z ich dorosłymi opiekunami.
Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem, kiedy choroba pozwoli
mi na częściej bywać z rówieśnikami, nadrobię braki, oswoję strachy i
moje zachowanie nie będzie tak bardzo odstawać od innych dzieci…
Takie zachowanie, bardzo zaniepokoiło mamę. Nie bardzo wie jak
w takiej sytuacji postępować i może się
okazać, że będziemy musieli skorzystać z pomocy specjalisty, który podpowie co
zrobić, żeby mi pomóc. Pod warunkiem, że znajdzie się taki który będzie to wiedział.
Ale o tym pomyślimy po powrocie ze szpitala w Łodzi, gdzie
wybieramy się ostatniego kwietnia, a wizyta tam z pewnością tylko spotęguje mój
strach…
c.d....
c.d....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz